Po dość krótkim porannym wiosłowaniu - niecała godzina i parę kilometrów
oraz porannej drzemce - przyszedł czas na śniadanie.
Oczywiście w butli nieoczekiwanie skończył się gaz i trzeba było powrócić do bardziej tradycyjnych metod, czyli ogniska. Do zagotowania wody nie jest potrzebne wielkie piknikowe przedsięwzięcie.
Wystarczy trochę suchych patyków zebranych w pobliżu wybranego miejsca. W sam raz było gotowe do tego celu. Za rozpałkę posłużyło kilka gałązek iglaka.
W niespełna dwadzieścia minut miałem wrzątek na kawę i kubek ziemniaczanego pure.
Kubki z pure są moim ulubionym składnikiem posiłków na takich przedsięwzięciach. Bardzo szybkie do przygotowania, często uzupełniam je różnymi dodatkami. Natomiast nie używam różnego rodzaju zupek i makaronów typu instant. Dietą, "szkodliwością" i innymi podobnymi opiniami nie przejmuję się wcale.
To jest tylko kilka dni. Liczy się przede wszystkim krótki czas otrzymania gorące i pożywnego posiłku.
Po śniadaniu wyruszyliśmy już na dłuższą trasę z zadaniem odnalezienia czarciego głazu.
jestem pod wrażeniem tej całej wyprawy
OdpowiedzUsuńłooo taka wyprawa to coś!:D
OdpowiedzUsuń