Po zaparkowaniu naszych desek w końcowej części kanału - wyruszyliśmy już pieszo w stronę przypuszczalnego miejsca, gdzie miał znajdować się czarci głaz.
Sam kanał o długości 2,1 km, współcześnie jest częścią systemu melioracyjnego w rejonie Pudagla i raczej nie jest atrakcją turystyczną. Ma jednak swoją długą historię, jako szlak wodny. W XIII wieku nosił słowiańską nazwę Pritolniza. Wtedy zamiast naszych plastykowych desek tą trasą płynęły prawdopodobnie dłubanki i z czasem galary. Mógł też służyć do spławu kłód drewna. Tematy te są dla mnie bliskie, ponieważ z racji swoich zainteresowań "living history" używałem tych wszystkich środków transportu. Brałem czynny udział w budowie dłubanki, uczestniczyłem w kilkusetkilometrowym spływie galarem po rzece Bug. Uczestniczyłem w budowie i jako flisak płynąłem trzykrotnie na prawie stumetrowych tratwach na rzece Odrze.
Później i do teraz kanał ten nazywa się Groote Beek, lub Große Beek.
Wędrowaliśmy sobie ścieżką po grzbiecie wału przeciwpowodziowego. Z lewej strony były odkryte pola, natomiast po prawej szeroki i zwarty pas trzcin oddzielający stały ląd od wód zalewu Achterwasser.
W odległości około kilometra była widoczna kępa drzew nad zalewem. Właśnie tam miał znajdować się czarci głaz nazywany tutaj Teufelsstein.
W końcu dotarliśmy na miejsce trafiając w sielską scenerię plaży i miejsca piknikowego. Na wodzie widoczny był olbrzymi głaz z pływającą nieopodal łódką. Głaz przy swojej wielkości z pewnością mógłby zburzyć budujący się kiedyś klasztor w miejscowości Pudagla. Całe szczęście, że wyśliznął się z czarcich pazurów.
Czasami uważa się, że takie głazy - zazwyczaj polodowcowe, oznaczają punkty mocy. Sama sceneria, obecność plażowiczów i pora dnia nie sprzyjały specjalnym odczuciom.
Chociaż coś w tym musi być. Brzegi zalewu w przeważającej większości pokryte są szerokim i zwartym pasem trzcin. Zupełnie wyjątkowo zdarzają się miejsca z plażą, klifowym brzegiem i odkrytym dostępem do wody. W takich miejscach natura działa odmiennie, a uderzenia fal i wiatru są bardziej skoncentrowane.
Z pewnością zapamiętam to miejsce, gdybym w tym rejonie poszukiwał możliwości lądowania z wody i stworzenia nocnego obozowiska.
Ponadto można też powiedzieć, że cel całej wyprawy został osiągnięty, a głaz odnaleziony. Jednak nie tylko to było istotą eskapady i jeszcze do wieczora wykonaliśmy dodatkową wycieczkę rowerami, ale to już później.
chciałabym tam być teraz:D
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńMyślę, że przydałby ci się zegarek na wyprawę.
OdpowiedzUsuńNa wyprawach czas odmierza Słońce - budzę się o świcie, a zasypiam po zmierzchu. Dodatkowo aktywność i biologiczny zegar.
UsuńCzas w rozumieniu współczesnej cywilizacji nie istnieje i nie jest do niczego potrzebny.
pozdr.Vslv