Po szybki przewiosłowaniu jeziora Schmollensee skierowaliśmy się bezpośrednio w stronę wejścia do kanału łączącego je z zatoką Achterwasser. Miejsce to spenetrowaliśmy już poprzedniego dnia wieczorem, nie było więc problemu z odnalezieniem "bramki".
W pewnej odległości był widoczny betonowy most drogowy dość nisko posadowiony nad wodą. Przejścia przez takie miejsce wymagają dużej ostrożności. Ludzie różne rzeczy zrzucają z mostu do wody. Zdarza się, że zaraz pod powierzchnią wody znajduje się ostry koniec jakiegoś przedmiotu - konstrukcji, który może poważnie uszkodzić dno łódki.
Kiedyś na Drawie obok mostu widziałem porzucony piękny kajak Neptun, rozpruty na całej długości i z uszkodzonymi wręgami właśnie po takiej przygodzie. Nie nadawał się do prostego remontu.
Przeszliśmy pod tym niskim mostem bez żadnego kłopotu i przygód, oczywiście zachowując odpowiednią ostrożność i z bardzo małą prędkością.
Zaraz za mostem roztoczył się piękny widok na niezbyt szeroką całkiem dziką rzeczkę, z wodą prawie stojącą w miejscu. Zero śladów cywilizacji - sama natura. Nie było też większych przeszkód w postaci zwalonych drzew poza jednym miejscem.
Mniej więcej w połowie drogi, z lewej burty zupełnie nieoczekiwanie zobaczyliśmy kilka bawołów i bawolic. Biorąc pod uwagę otoczenie, silne słońce i zwierzaki można było się poczuć przeniesionym w całkiem inne niż nadbałtycka wyspa miejsce.
Na końcu kanału już przed samym Achterwasser była betonowa zapora z tylko małym przepustem do wymiany wody. Zaparkowaliśmy więc deski na brzegu i ruszyliśmy pieszo wałem powodziowym w kierunku miejsca, gdzie powinien znajdować się czarci głaz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Witam,
dziękuję za wszelkie komentarze, komplementy i nagany.
Niemniej jednak proszę się powstrzymać z reklamowaniem czegokolwiek i kogokolwiek!!!!
dzk b Vslv